Nie umarł, oddał życie. 80. rocznica męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego.
Styczeń
Abyśmy, przyjmując przesłanie męczennika z Auschwitz, starali się być światłem w ciemnościach naszego świata, który potrzebuje nadziei.

Pismo Święte zaczyna się od opisu stworzenia. A stworzenie zaczyna się od światła: "Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!». I stała się światłość" (Rdz 1,3).

Pan Jezus mówi o sobie: "Ja jestem światłością świata" (J 8,12). Światło wielokrotnie jest tematem Jego nauczania. "Nikt nie zapala światła i nie stawia go w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku, aby jego blask widzieli ci, którzy wchodzą" (Łk 11,33) - mówi. "Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5,16) - dodaje.

Ciekawy wątek światła pojawia się w Dziejach Apostolskich (Dz 12,7 nn). Do celi, w której uwięziono Piotra, przybywa nocą anioł. Towarzyszy mu światłość, która wypełnia pomieszczenie. Anioł budzi Piotra, z którego rąk natychmiast opadają kajdany. Następnie poleca, aby przepasał się i włożył sandały, po czym wyprowadza go na wolność.

Trudno oprzeć się skojarzeniu tych faktów z pobytem św. Maksymiliana w KL Auschwitz. Najpierw z tym jego światłem - nie wiem: w oczach? w twarzy? Współwięźniowie wspominali, że esesmani nie mogli znieść jego spojrzenia. Niejednokrotnie rozkazywali mu, by nie patrzył na nich, żeby odwrócił twarz.

Po drugie - z celą jego śmierci w podziemiach Bloku 11. Więzień czeskiego pochodzenia, Bruno Borgowiec, spisujący wtedy numery tych, którzy tam umarli, i wynoszący ich ciała na zewnątrz, dał świadectwo, że ciało Ojca Maksymiliana po śmierci "było czyściutkie i promieniowało". Może to aniołowie przybyli, by jego duszę zaprowadzić do raju? Borgowiec nie widział ich, samą tylko światłość. Ale czy ktoś widział kiedy anioła, który jest przecież duchem?

Św. Maksymilian uczy, jak być światłem w ciemnościach. "Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła" - pisze św. Jan (J 1,5). O tej światłości nie trzeba mówić, nauczać, przekonywać. Należy ją mieć wypisaną na twarzy, nie rozstawać się z nią. Światłość ma być naszą tożsamością, znakiem rozpoznawczym.

Co dzisiaj Kościół, czyli my, każdy z nas, powinien dać światu? Wartości? Moralność? Naukę? Dogmaty? To wszystko też. Ale tym, czego świat oczekuje od nas w pierwszej kolejności, jest światło nadziei.

Nadzieję mamy dawać światu.

Ks. Jacek Pędziwiatr, Rycerz Niepokalanej 1/2021


"W życiu Ojca Maksymiliana wszystko świeci przykładem. Jego poczucie obowiązku, jego pobożność eucharystyczna i maryjna, jego gorliwość pasterska, jego wizja potrzeb duszy, jego miłość Kościoła, jego oddanie, pokora... A jego heroiczna śmierć ośmielę się powiedzieć jest ukoronowaniem naturalnym jego życia. Człowiek wiary i modlitwy znalazł w Eucharystii pobożność do Maryi" (kard. Paolo Bertoli, Oświęcim-Brzezinka, 15.10.1972).

Tak, to prawda! Dzisiaj szczególnie człowiek potrzebuje nadziei przede wszystkim człowiek wierzący, widząc walące się schematy, które przez wieki były w miarę stabilne. "Reszta świata" chodząca w mrokach doczesności, z daleka od Stwórcy, nawet nie poszukuje promyka światła. Jedyna nadzieja w uczniach Ojca Maksymiliana, którego trzeba dziś szczególnie naśladować w nabożeństwie do Niepokalanej. Ona nauczy nas prawdziwej czci do Eucharystii, z którą dziś także jest słabo, nie jakoby ona odniosła jakiś uszczerbek, ale człowiek, który zbyt łatwo ją porzucił, odciął się od jedynego Źródła Życia.

Rozpoczynając ten szczególny 2021 rok, jako rycerze nie możemy przespać kolejnej ważnej daty: 80. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana, który wciąż może nas nauczyć ukochać Eucharystię i Niepokalaną.

Arkadiusz Bąk OFMConv, Rycerz Młodych 1(81)2021

Luty
Aby św Maksymilian inspirował nas swoją postawą solidarności w przyjmowaniu chorych i umacnianiu przygnębionych, głosząc Jezusa, źródło życia i nadziei.

Po osadzeniu w obozie (28 maja 1941 roku), razem z innymi uwięzionymi księżmi, Ojciec Kolbe został przydzielony do pracy w komandzie "Babice". To sąsiadująca z Oświęcimiem miejscowość, ostatnia w tej części Małopolski - za wsią płynie Wisła, a za Wisłą zaczyna się już Górny Śląsk. W tych Babicach więźniowie budowali ogrodzenie pastwiska. Wybraną ziemię odwoziło się taczkami na wskazane miejsce. Pracowali po dwóch więźniów przy jednej taczce. Jeden ładował ziemię, drugi zawoził ją i wysypywał. Jeden ze współwięźniów Ojca Maksymiliana w KL Auschwitz - Henryk Sienkiewicz (nr obozowy 2714 - zbieżność imienia i nazwiska z naszym Noblistą jest zupełnie przypadkowa) - wspomina związane z tym, dramatyczne wydarzenie:

"Praca była ponad ludzkie siły, trzeba było w jedną i drugą stronę biec. Kapo zauważył, że obydwaj rozmawiamy i za to dostaliśmy po dziesięć kijów, i pracowaliśmy razem. Ja za to, że nazwałem Go «Ojcze», woziłem żwir i Ojca Maksymiliana na taczce po jednym razie, a Ojciec musiał mnie wozić po dwa razy w jedną i drugą stronę. Praca ta była na pośmiewisko esesmanów i kapów. Tak pracowaliśmy do późnego wieczoru. Wtedy Ojciec powiedział do mnie: «Heniu, to, co robimy, to wszystko dla Niepokalanej. Niech barbarzyńcy wiedzą, że jesteśmy wyznawcami Niepokalanej»".

Nagabywani o pomoc, o przyjęcie czy solidarność z człowiekiem cierpiącym lub przygnębionym, często reagujemy pełnym zdziwienia pytaniem:

- Kto? Ja? Ale jak? Co ja mogę zrobić?

Nie trzeba wiele. Trochę tak, jak w piosence: "wrażliwe słowo, czuły dotyk - wystarczą". Czytam nieraz konferencje, zapiski albo przedwojenne artykuły Ojca Maksymiliana. Ale - przyznam - największe wrażenie robią na mnie takie wspomnienia współwięźniów, jak to Sienkiewicza. Oni zapamiętali tak niewiele. Czasem jedno zdanie - "...to, co robimy, to wszystko dla Niepokalanej..." - wystarczyło za całe kazanie czy rekolekcje. Okazuje się, że wcale nie trzeba wielu słów czy gestów. Wystarczy wrażliwe słowo i czuły dotyk, by przyjąć chorego i pocieszyć zgnębionego. Jak św. Maksymilian.

Ks. Jacek Pędziwiatr, Rycerz Niepokalanej 2/2021


W Księdze Kapłańskiej czytamy, iż "trędowaty (...) będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie (...). Będzie mieszkał w odosobnieniu" (Kpł 13, 45). To musiało być okropne. Cierpienie związane z chorobą, odrzucenie i osamotnienie w pakiecie. Dzisiaj, gdy medycyna jest mocno rozwinięta, widmo choroby może nie jest tak straszne jak widmo odrzucenia, osamotnienia czy przygnębienia, będącego skutkiem choroby. Ale czy chodzi tylko o chorobę ciała? Dziś największą chorobą jest brak miłości. Z litanii do św. Maksymiliana można dowiedzieć się, że św. Maksymilian był "pełen poświęcenia dla chorych i nieszczęśliwych". Co to znaczy?

Żydowski więzień Auschwitz Zygmunt Gorson w swoim świadectwie podkreślał, że św. Maksymilian był dla niego jak anioł oraz że "on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość".

Dokładnie, bo co innego mogę dać choremu czy przygnębionemu? Jeśli jestem lekarzem, to może jakiś lek. A jeśli nim nie jestem? Nieważne. Jestem czy nie, mogę dać najsilniejszy lek miłość. Skąd wziąć tę miłość? Skąd św. Maksymilian ją brał? Z Boga, bo On jest Miłością.

Jezus mówi: "Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie". Wielu właśnie umarło już za życia. I tylko spotkanie z taką Miłością może dać prawdziwe zaspokojenie pragnień, bo "Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął". Ale jak konkretnie ja to mogę zrobić? Tylko spotykając się z drugim człowiekiem, bo jak mówił wielki Stefan Wyszyński: "Czas to miłość".

Arkadiusz Bąk OFMConv, Rycerz Młodych 1(81)2021

Marzec
Aby Wielki Post był czasem sprzyjającym naszej przemianie, zgodnie z kryterium miłości i solidarności, jak uczy nas św. Ojciec Maksymilian.

Przemiana

Człowiek nie urodzi się powtórnie, nie nauczy się jeszcze raz języka, sztuki pisania, sposobu bycia. Musi żyć życiem, które otrzymał raz. Więc jeśli z czegoś jest niezadowolony, musi dokonać własnej przemiany – czyli zbudować coś jeszcze raz, ale z użyciem wciąż tych samych materiałów.

Słyszałem kiedyś historię budowy pewnej gotyckiej katedry. Pozostał jeszcze ostatni etap – umieszczenie witraży w strzelistych oknach. Każde z nich powierzono wybranemu mistrzowi. Tylko jedno okno pozostało puste. Zgłosił się do jego ozdobienia niepozorny, nieznany nikomu człowiek. Wzorem sąsiadów, zasłonił swoje okno kotarą. Ale w odróżnieniu od pozostałych nie rozłożył warsztatu, nie nagromadził zapasów kolorowego szkła. I – w dodatku – często można było zobaczyć, że wałęsa się po katedrze, zaglądając do warsztatów swoich kolegów.

Wreszcie nadszedł umówiony termin. Z okien opadły zasłony, ukazując piękno kolorowych witraży. Ale bezspornie najpiękniejszym, najbardziej kształtnym i barwnym był witraż tego ostatniego, niepozornego mistrza.

‒ Jakżeś to zrobił? ‒ pytano go, a on tylko kiwał głową i uśmiechał się nieśmiało. ‒ Skąd sprowadziłeś tak piękny materiał?!

‒ A znikąd – odpowiedział. ‒ Ani jednego kawałka szkła nie kupiłem. Ja tylko codziennie chodziłem po katedrze i zbierałem te kawałki szkła, które wyście wyrzucili...

Dziś powiedzielibyśmy o recyklingu – powtórnym użyciu tego, co zostało odrzucone, ponownym puszczeniu w obieg czegoś, co zeń wypadło.

Na tym polega właśnie metanoja – przemiana, nawrócenie. Mam do dyspozycji materiał wyjściowy: siebie samego. Mam moje ciało – nie zawsze piękne, zdrowe, sprawne. Mam swój charakter – nieraz cierpki lub uciążliwy. Mam swoje zdolności – nie jestem geniuszem. Mam swoją wiarę – mniejszą niż ułamek tkanki ziarnka gorczycy. I miłość, która zwiędła, spalona egoizmem, uduszona obojętnością.

Nie dostanę od Pana Boga siebie na nowo. Muszę zbudować jeszcze raz, ale nowej dostawy materiału nie będzie. Trzeba więc pozbierać się, poukładać, nareperować. I to jest właśnie przemiana, do której wzywa mnie Chrystus – nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,15).

Ks. Jacek Pędziwiatr, Rycerz Niepokalanej 3/2021


Pewien młody mężczyzna przeżywał w swoim życiu wielkie trudności. Z dnia na dzień coraz bardziej czuł, jak wszystkie problemy pochłaniają jego serce i umysł. Jakiekolwiek próby rozwikłania tych spraw kończyły się niepowodzeniem, a to pogłębiało w nim frustrację. Kiedy nastąpiła kulminacja zdarzeń, młodzieniec pełen złości postanowił wyładować swoje emocje na pierwszej spotkanej osobie. W chwili, gdy miało nastąpić ostateczne uderzenie, ofiara emocjonalnego ataku nagle wybuchła płaczem. Napastnik oniemiał, szloch tej kobiety tak mocno przeszył jego serce, że mężczyzna zamiast dokończyć swego dzieła, zaczął ją pocieszać. Właśnie w tym momencie cała złość i frustracja jakby wyparowały, a na młodzieńca spłynęła łaska głębokiego oczyszczenia serca. Wpatrując się w łzy delikatnej i kruchej osóbki, która stała przed nim, odkrył, jak bardzo stawiał siebie w centrum - najważniejsze były tylko jego sprawy, problemy, uczucia. Nikt inny się nie liczył. Od tego momentu mężczyzna postanowił, że w chwilach wszelkich niedogodności życiowych nie będzie skupiony tylko na sobie, lecz wyruszy na poszukiwania, odnajdzie osobę w potrzebie, okaże jej wsparcie, a także obdarzy swoją obecnością.

To poświęcenie, wydawałoby się niewielkie i nic nieznaczące, jest lekcją miłości daną nam wszystkim przez Boga. Jezus Chrystus poprzez te wszystkie wydarzenia chce przemieniać nasze serca , aby stawały się one jednością z Jego Najświętszym Sercem, "gorejącym ogniskiem miłości".

Małgorzata Rochowiak, Rycerz Młodych 2(82)2021

Kwiecień
Aby radość Zmartwychwstałego wypełniała nasze serce i pozwalała nam przekazywać Jego miłość.

Z czego ostatnio najbardziej się cieszyłeś? Co wprawiło cię w ogromne zadowolenie? Jeśli nie znalazłeś żadnej odpowiedzi na te pytania, to pozwól, że coś przekażę.

Zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa Chrystusa jest największym powodem do radości dla każdego chrześcijanina. I co jest najciekawsze, ta radość może trwać codziennie. Jeśli jednak jej nie odczuwasz, nie martw się; poproś Zmartwychwstałego, aby ci jej udzielił, aż niespodziewanie po niedługim czasie to właśnie ty zaniesiesz ją tam, gdzie panuje smutek.

Proste?

Małgorzata Rochowiak, Rycerz Młodych 2(82)2021

Maj
Aby przykład dany nam przez Niepokalaną pobudzał nas do bycia żywym znakiem owoców Ducha Świętego na tym świecie.
Czerwiec
Aby Eucharystia ożywiła naszego ducha i sprawiła, że będziemy nieść innym nadzieję i miłosierdzie.
Lipiec
Aby św. Maksymilian i Niepokalana, Matka Miłości, uczyli nas miłości, która czyni nas lepszymi ludźmi i autentycznymi świadkami cnót chrześcijańskich.
Sierpień
Aby miłość i oddanie św. Maksymiliana stały się dla każdego rycerza bodźcem do całkowitego i bezwarunkowego oddania się Niepokalanej.
Wrzesień
Aby nasza relacja z Niepokalaną była dojrzała i stała się fundamentem naszej drogi do świętości na wzór św. Maksymiliana.
Październik
Abyśmy, jako rycerze Niepokalanej, coraz bardziej rozumieli piękno pracy dla zbawienia ludzi, które oparte jest na "tak" wypowiedzianym przez Niepokalaną oraz na wzór żarliwości św. Maksymiliana.
Listopad
Aby Męczennik miłości pobudzał nas do przyjęcia radykalnego świadectwa o Królestwie Bożym.
Grudzień
Aby Dzieciątko Jezus pociągało nas swoją czułością i napełniało pokojem tak potrzebnym sercom rozczarowanym i pozbawionym sensu życia.